Czy wiara w naukę, może być wystarczającym powodem do zaszczepienia się nieprzebadanym do końca preparatem?
Zanim odpowiemy na tak postawione pytanie zastanówmy się, czy wiara w naukę to nie oksymoron? Wiara, według Encyklopedii PWN, to „akt osobowy, świadomy i wolny, afirmujący istnienie Boga, Istoty Najwyższej, siły nadnaturalnej, absolutu”. W nauce stosowanej, bo do takiej zalicza się medycyna, stawiamy hipotezy i uzasadniamy je. Najlepsze uzasadnienie warunkowo przyjmujemy. Obowiązuje do momentu przedstawienia i przyjęcia innej hipotezy i / lub lepszego uzasadnienia. Falsyfikacjonizm Karla Rajmunda Poppera w naukach przyrodniczych, czy też ogólnie sceptycyzm to postawa naukowa. A zatem wiara w hipotezę i jej uzasadnienie jest nie tylko postawą nienaukową lecz nawet bałwochwalstwem. A jak to się ma do kwestii szczepień? Wiadomo, że część preparatów to eksperymentalna terapia genowa, cześć to szczepionki we wstępnej fazie testów. Lista możliwych powikłań od lekkich, przez średnie do ciężkich, łącznie ze śmiercią jest długa. Skutki przyjęcia środków farmakologicznych mogą pojawić się natychmiast, w ciągu kilku dni a nawet po wielu, wielu latach. A co dostajemy w zamian? Mglistą obietnicę lżejszego przebiegu ewentualnej choroby Covid-19, na którą większość z nas i tak nie zachoruje. Rzecz jasna lżejszy przebieg będzie tylko w odniesieniu do zetknięcia się ze szczepem wirusa, na który ten preparat akurat został opracowany. A jeśli to będzie zasadniczo inny szczep? Czym więc wytłumaczyć ogrom ryzyka, które bierze na siebie pragnący zaszczepić się w zamian za wątpliwe obietnice zdrowia? Chyba tylko ślepą wiarą w naukę…
Cześć to co napisałeś jest piękne.👍
Faustynko, dziękuję 🙂